niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 7

- Em, dziękuję, ale nie potrzebuje, żebyś się o mnie martwił. Radziłam sobie i radzę sobie cały czas. Jednakże jeżeli masz się martwić, to dobrze możesz iść po to jedzenie. Tylko uważaj.
- Będę, obiecuję. - odparł i poszedł spać. Gdy wstałam już go nie było. Wyjrzałam za nim przez okno i westchnęłam. Aby się nie martwić zdecydowałam się posprzątać. Po ogarnięciu kilku rzeczy znalazłam tabliczkę z czekoladą którą kiedyś znalazłam. Wiedziałam, że na pewno kiedyś będzie lepszy moment by ją zjeść, ale zdecydowałam się to zrobić teraz. Na początek odłamałam sobie kawałek. Zachwyciłam się słodkim, kakaowym smakiem. Z przyjemnością zjadłam jeszcze dwa kawałki, a resztę schowałam na przyszłość i dla Adama. 
Adam nie wracał długo.  Spokojnie doszedł by do magazynu z 5 razy. Siedziałam przy oknie i czekałam nerwowo obgryzając paznokcie. Ten nawyk nie był dobry, ale trochę mnie uspokajał. Spojrzałam jeszcze raz na zostawioną przez niego kartkę ,,Wyszedłem po jedzenie,  niedługo wrócę'', ale zamiast czytać ją kolejny raz odwróciłam ją. ,,Miłość może wyleczyć,Miłość może naprawić twoją duszę, I to jedyna rzecz,jaką  znam.Obiecuję, że będzie łatwiej.Pamiętaj o tym każdą cząstką siebie''*.
Kochane. Miłe. No dobra, kochane. Jednak przez to jeszcze bardziej się martwiłam. Gdy oderwałam wzrok od kartki zobaczyłam czerwonego, biegnącego Adama. od razu zerwałam się do drzwi. 
-Co się stało? Czemu nie było cię tak długo? I czemu biegniesz?
-Poszedłem do magazynu. Wziąłem jedzenie i miałem wychodzić, gdy pojawił się jakiś strażnik. Zaczął mnie gonić, więc uciekałem w przeciwną stronę niż twoje mieszkanie by cię chronić. Gonił mnie kawał drogi, dopiero koło szkoły udało mi się go zgubić. Nie mamy dużo czasu, w końcu nas znajdą. Musimy uciekać - powiedział zadyszany. 
-To okropne. Gdzie pójdziemy? Nie mamy do kąt iść, a musimy uciekać. 
-Nie wiem, ale nie mamy dużo czasu. Jutro rano wyruszamy- odpowiedział już normalnym głosem.
-Do kąt? - spytałam już zdenerwowana.
-Spokojnie, mam plan. Głupi, ale zawsze jakiś.
-To może mi go zdradzisz?
-Nie. Nie chcę dawać ci nadzieji bo nie wiem czy to się uda -odpowiedział.
Westchnęlam, bo wiedziałam, że mi nie powie. Miałam nadzieję wrócić bo tym wszystkim znowu do tego domu. Gdy sprawa ucichnie.  Zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy do torby. Nie było ich wiele więc zajęło mi to tylko chwilę.
-Czyli rano wyruszamy?- zapytałam.
-Tak. I pamiętaj, jesteśmy w tym razem. Na razie jest ciężko, ale będzie lepiej. Teraz wazne, że możemy być przy sobie.   Mamy siebie.
-Zgadzam się. Ty też lepiej się pakuj bo wkrótce wyruszamy.

--------------------------
Hej. Oto rozdział. Wiem, nie było mnie tu trochr, ale w ostatnio miałam mało czasu i musiałam wybrać książki lub internet i wybrałam to pierwsze, więc mało czasu siedziałam przy komputerze.

czwartek, 3 grudnia 2015

Rozdział 6

Nie miałam czasu zastanawiać się nad odpowiedzią, bo Adam patrzał na mnie wyczekująco.
- Adam, a czemu chcesz to wiedzieć? Czy to dlatego, że chcesz zdecydować czy czujesz to samo do mnie? - starałam się obrócić sytuację.
-O nie Julio, to ci się nie uda - powiedział trochę za głośno zirytowany Adam.
-Właśnie, że uda - odpowiedziałam ze złowieszczym uśmieszkiem - Chcesz się przekonać?
Chłopak nie powiedział nic, tylko pocałował mnie długo i słodko. Czekałam na to.
-Chyba już znalazłem odpowiedź- powiedział po chwili.
Do zmroku już niewiele rozmawialiśmy. Gdy przyszło nam znaleźć miejsce gdzie moglibyśmy spać, musieliśmy wrócić do rzeczywistości. Po krótkiej dyskusji wybraliśmy opuszczony dom. Miał wiele dziur w ścianach i wszędzie leżały śmieci, ale chyba nie znaleźlibyśmy już nic lepszego. Wyciągnęłam mój śpiwór, i zauważyłam, że przecież Adam nie ma swojego. Zrobiłam to co wypadało - przesunęłam się i zrobiłam mu trochę miejsca, ale mały rozmiar śpiwora sprawiał, że brunet się nie zmieścił. Po dłuższym szarpaniu śpiwora i wierceniu się musiałam zasnąć przytulona do niego tak abyśmy obydwoje weszli do śpiwora. Myślałam, że niezręczność tej sytuacji sprawi iż ciężko będzie mi usnąć, ale jego ciepło sprawiło, że już po chwili spałam.
W środku nocy obudziłam się i spojrzałam na Adama. Siedział zamyślony.
-Adamie, idź spać, jutro będziesz zmęczony - powiedziałam zaspana.
-Coś mnie zastanawia Julio. Do kąt my właściwie wędrujemy? Czy to ma jakiś cel? Bo do tej pory mi do nie wyjawiłaś.
- Idziemy do domu, gdzie zawsze wracałam podczas ucieczki. Nie jest tam idealnie, ale zdecydowanie lepiej niż tu. I mam trochę jedzenia w zapasie. A teraz proszę, śpij - odpowiedziałam.
Adam posłuchał mnie i położył się. Czułam, że powoli się odpręża i zapada w sen. Mnie pozostało zrobić to samo.
Kilka dni wędrówki później dotarliśmy do mojego schronienia. Adam ciągle spacerował i oglądał mieszkanie. Uznałam, że po prostu chce lepiej mnie poznać i poszłam po jedzenie do spiżarni. Jak się okazało, było tam mniej pożywienia niż myślałam, wzięłam jednak płatki i ostatnie nie zepsute mleko jakie zostało. Po zjedzeniu ustaliliśmy, że spać będziemy w tym pokoju, który ma najmniej dziur w ścianach. Przyniosłam też kilka koców, żebyśmy nie zmarzli.
-Julio, mogłabyś powiedzieć mi, skąd planujesz wziąć jedzenie? Byłem w spiżarni, widziałem, że nie ma go dużo. Wystarczy na jakiś tydzień, może trochę dluzej, ale co potem?
-Nie martw się, jakiś kilometr stąd jest magazyn z żywnością. Wystarczy, że podkradnę trochę.
-O nie, to niebezpieczne. Ja to zrobię, bo ty i tak zrobiłaś dla mnie dużo - odparł.
- Adamie, nie musisz być taki nad opiekuńczy.
-Muszę, bo martwię się o ciebie -powiedział i spojrzał mi w oczy.