sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 5

Cierpliwie wyczekiwałam wieczoru. Gdy ten wreszcie nadszedł zrobiłam wszystko zgodnie z moim planem. Przywiązałam prześcieradło do belki przy łóżku i zrobiłam na nim kilka supłów w odstępach. Wyrzuciłam moją prowizoryczną linę przez okno i tak jak się spodziewałam pod oknem stało dwóch strażników. Najciszej jak umiałam zsuwałam się po prześcieradle, co nie było łatwe bo od lat nie trenowałam. Z trudem, gdy wreszcie dostałam się na koniec rzuciłam się z wyciągniętymi rękami na strażników. Zaczęli krzyczeć, co dawało mi kilka sekund na ucieczkę. Dotknęłam ich mocniej i pędem ruszyłam w stronę lasu. Z bieganiem tez nie było u mnie dobrze. Zanim weszłam pomiędzy drzewa odwróciłam się i zobaczyłam, że mam mniej czasu niż myślałam. Biegłam co chwilę zmieniając kierunek. Gdy już dawno zniknął za mną widok goniących mnie żołnierzy zaczęłam włóczyć się po lesie w poszukiwaniu tej sali tortur. Nie miałam pojęcia, czy jest 10 minut czy 2 godziny drogi stąd. Po upływie jakiejś godziny postanowiłam zrobić sobie chwilę przerwy. Wyciągnęłam moją kanapkę z serem zwiniętą z jadalni i posilałam się nawet zrelaksowana.
Gdy skończyłam jeść wróciłam do mojej wędrówki. Nie przeszłam kilometra gdy usłyszałam krzyki, prawdopodobnie należące do żołnierzy. Rzuciłam się biegiem w przeciwną stronę niż ta, z której dobiegał krzyk. Pewnie nie dziwicie się, że z moją zerową kondycją zaraz się zmęczyłam, ale starałam się choć truchtać.
Wreszcie gdy nadszedł świt trafiłam na tą salę tortur. Był to mały dom z szarymi ścianami i zaklejonymi czarną taśmą oknami. Otwierane drzwi zaskrzypiały okropnie. W środku była jedynie dziwna maszyna. Na jej końcu wisiał zakrwawiony Adam. Podbiegłam do niego i poklepałam go w policzek. Sprawdziłam też czy bije mu serce. Gdy ono nie zawiodło trochę odetchnęłam. Próbowałam otworzyć tą łapę która trzymała Adama, ale była za twarda. Podeszłam do kontrolera i naciskałam zielone przyciski. Piąty okazał się działać i maszyna wypuściła chłopaka. Wiedziałam ,że mam bardzo mało czasu. Próbowałam ponownie obudzić Adama polewając go wodą, ale nic to nie dało. Chwyciłam go za ręce i postawiłam ciągnąć za sobą. Był naprawdę ciężki, ale przecież dla niego siebie zorganizowałam tą ucieczkę, więc nie mogłam go porzucić. Gdy dotarłam do skraju lasu byłam tak wykończona, że prawie się przewróciłam. Starałam się wepchnąć w siebie trochę wody by dodać sobie siły. Polałam też spirytusem wszystkie rany Adama co skutecznie go obudziło. Nie mówił nic tylko się uśmiechał. Starałam się nie patrzeć mu w oczy, tylko zakleić plastrem te rany. Miał też złamaną rękę, ale z nią nic nie mogłam zrobić. Gdy chłopak zaczął się podnosić z trudem, pomogłam mu i ruszyliśmy w drogę.
-Julio, wiesz, że nie musiałaś po mnie wracać.
- Wiem, ale wróciłam. I nie uciekłam dal ciebie, nie myśl sobie - powiedziałam rumieniąc się i wiedziałam, że moje kłamstwo zaraz się wyda. Adam też to zauważył, jednak nie mówił nic.
Po jakimś czasie zauważyłam, że Adam ma trudności z chodzeniem. Objęłam go, ale wyłącznie po to, by nas nie spowalniać. Oczywiście moje policzki o tym nie wiedziały bo od razu zrobiły się czerwone, co musiało dać Adamowi do myślenia.
-Julio, musisz być ze mną szczera. Wróciłaś po mnie bo ci zależy czy z litości?

------------------------------------------
Wiem, dziś krótko, ale to z powodu braku dostępu do kompa. Nie wiem kiedy go odzyskam, ale do tego czasu muszę pisać rozdziały na telefonie.

poniedziałek, 9 listopada 2015

Rozdział 3

Myślałam, że się przesłyszałam. Ja i Waren? Małżeństwem? Muszę się wyrwać z tego chorego miejsca szybciej niż myślałam i znaleźć Adama.
Gdy Waren odprowadzał mnie do pokoju starałam się zachowywać normalnie, jednocześnie obmyślając plan ucieczki. Gdy dotarliśmy do mojej celi mojego pokoju bez pożegnania weszłam i trzasnęłam z siłą drzwiami. Zdziwiło mnie, że nie usłyszałam huku, w końcu popchnęłam je dość mocno. Odwróciłam się, a drzwi przytrzymywał Waren. Przyglądał mi się z dziwnym rodzajem zainteresowania. Patrzyłam na niego wyczekująco, dając mu do zrozumienia, że chcę by poszedł. On natomiast zamknął cicho drzwi i stanął naprzeciwko.
- Wiem, że plany mojego ojca cię wystraszyły, ale spokojnie, mamy czas. Nie śpieszmy się ze ślubem. - powiedział.
- Lepiej mi powiedz co zrobiliście z Adamem.
- Tylko na nim ci zależy?! Na tym beznadziejnym, żołnierzu zdrajcy? - krzyknął z furią - Może to zmieni twoje zdanie- szepnął i zanim zdążyłam zaprotestować i walnąć go pocałował mnie. Poczułam takie obrzydzenie, że zacisnęłam ręce na jego ramionach. Oczekiwałam jego krzyków bólu, ale on przyglądał mi się z satysfakcją.
- Co się do cholery dzieje? Dlaczego nie cierpisz? - powiedziałam jakby sama do siebie.
- Odkryłem to niedawno. Inaczej nie mogłabyś zostać moją żoną nie? A teraz dokończmy pocałunek, to opowiem ci więcej.
Spoliczkowałam go. Cofnął się zaskoczony.
-Świetnie, może głodowanie przez tydzień nauczy cię szacunku do przyszłego męża - odparł i już go nie było. To tylko kolejny raz potwierdziło to, że muszę uciec. Obmyśliłam kilka planów :
1. Wybiegnę przez drzwi, strażnicy pobiegną za mną. Złapią mnie i zabiją.
2. W nocy, gdy jest mniej strażników otworzę drzwi, dotknę strażnika przy moich drzwiach. On wrzaśnie, a mi zostanie jakieś 5 sekund ucieczki. Potem mnie schwytają i zabiją.
3. Zejdę przez okno na prześcieradle przywiązanym do mojego łóżka. Dotknę dwóch strażników pod moim oknem i będę mieć jakieś 15 sekund na ucieczkę. Pobiegnę do lasu i będę musiała ich zgubić. Jeśli nie, patrz koniec punku 1 i 2.
Ostatni plan wydawał się najrozsądniejszy (o ile schodzenie z okna na prześcieradle jest rozsądne). Musiałam działać szybko. Zanim jednak im ucieknę muszę dowiedzieć się, gdzie trzymają Adama. A do tego potrzebny był mi mój talent aktorski.
Otworzyłam drzwi i kazałam strażnikom zawołać Warena. Nie protestowali. Po chwili zjawił się chłopak i przyszedł czas na mój talent. Ponieważ zielonooki trzymał się z daleka musiałam do niego podejść.
- Słuchaj, przemyślałam to wszystko. Zachowałam się wobec ciebie źle i jest mi z tego powodu przykro. Cieszę się, że się pobierzemy (tu musiałam powstrzymać dreszcz obrzydzenia). Możemy jeszcze raz pogadać- chwyciłam go za łokieć. Nie protestował, więc kontynuowałam.
- Może dokończyliśmy to co zaczęliśmy i potem pogadamy - nie widziałam w jego oczach podejrzliwości, więc powstrzymując kolejny dreszcz zaczęłam go całować. Szybko odwzajemnił pocałunek. Byłam zaskoczona, bo spodziewałam się czegoś gorszego. Odsuwając się od niego widziałam, że się uśmiecha. Dla podkręcenia efektu przygryzłam zalotnie wargę. Najgorszą cześć miałam już za sobą.
- Miałeś rację, ten żołnierz nawet nie równa się z tobą. Mam nadzieję, że przygotowaliście dla niego coś specjalnego? - zaczęłam.
-Tak, nauczy się, żeby nie dotykać cudzych dziewczyn. Spędzi niemiłe chwile w sali tortur, wiesz, tej w lesie. Sam ze sobą cierpiąc. Czy to nie genialna kara? - spytał uradowany.
-Tak, rzeczywiście. Ale nie rozmawiajmy już o nim. Widzimy się wieczorem - powiedziałam i przesłałam mu całusa.
Po wyjściu Warena miałam już gotowy plan. nie sądziłam, że pójdzie mi tak łatwo z wydobyciem z niego informacji. Teraz pozostało mi czekać aż się z ciemni. .

wtorek, 3 listopada 2015

Rozdział 2

Czekałam na jego ruch, ale ponieważ nie wykonał żadnego cofnęłam się. Oczywiście zaraz żołnierze złapali mnie pod ręce i zawlekli w nieznane.
Mieszkanie nad strefą 45 okazało się, tak jak się spodziewałam wielkie. Starałam się zapamiętać drogę którą byłam wleczona, tak na wszelki wypadek, gdyby zdarzyła się szansa na ucieczkę. Pokój w którym byłam zmuszona przebywać otoczony był kilkoma strażnikami. Okna miały założone kraty. Zupełnie jak w więzieniu. Gorsze od więziennego pokoju okazała się być osoba, która na mnie w nim czekała. Tak, zgadliście, był to Waren.
- Nie wydajesz się taka nienormalna, jak o tobie mówili- powiedział ze złowieszczym uśmieszkiem.
- Ale za to jestem znacznie bardziej niebezpieczna niż o mnie mówili - starałam się brzmieć pewnie.
-Taaak. Urocze. - skomentował i zrobił kilka kroków w moją stronę. Cofnęłam się do tyłu przywierając do ściany. Blondyn podchodził coraz bliżej i pogłaskał mnie po policzku. Wzdrygnęłam się z obrzydzenia i zdziwienia.
- Chyba mnie nie doceniasz. Ja też potrafię być niebezpieczny - powiedział i pokazał  mi lateksowe rękawiczki które chroniły go przed dotykiem mojej skóry. Prawdę mówiąc trochę mi ulżyło, że nie może mnie dotknąć tak po prostu. - Pogadamy później. Spokojnie, będziemy mieć dużo czasu. Oh, kolacja za godzinę - dodał i trzasnął drzwiami.
Pociągnęłam za klamkę, ale bez skutku. Adam, Adam, Adam trzymaj się.  Wzięłam krzesło i próbowałam wyważyć drzwi, ale znowu bezskutecznie. Przeszukałam zawartość pokoju, szukając czegoś ostrego. Znalazłam tylko sporą ilość ubrań i wsuwkę. Wzięłam ją i spróbowałam otworzyć nią drzwi tak jak na filmach. Znowu bezskutecznie. Usiadłam zrezygnowana na podłodze.
-Gotowa? - spytał Waren wchodząc do pokoju. - Szybko, kolacja za  minut - dodał widząc, że jestem w ogóle nieprzygotowana. Załóż sukienkę skarbie. Czekam za drzwiami.
Wcale nie miałam zamiaru zakładać sukienki. W ogóle nie chciałam jego ubrań, ale ponieważ moje były potargane wzięłam jedną jedyną  parę jeansów i sweter. Wychodząc zauważyłam, że w pokoju jest lustro. Nie przeglądałam się od kilku lat. Będzie na to czas po kolacji. A teraz muszę się dowiedzieć czego ode mnie chcą.
Waren na mój widok zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. Zjechaliśmy windą dwa piętra i weszliśmy do wielgachnej jadalni. Przy stole, który pomieściłby ze 100 osób siedział tylko Anderson. Obserwując go uważnie, siadłam naprzeciwko niego. Obsługa postawiła przede mną jedzenie. Nie zamierzałam jeść, ale pomyślałam, że przyda mi się siła podczas ucieczki. Większość czasu jedliśmy w ciszy.
- No, Julio widzę, że jesteś małomówna, ale spokojnie mamy sporo czasu, żeby to zmienić. Musisz się trochę zmienić, zanim wyjdziesz za mojego syna.
------------------------------------
Oto zaległy z powodu ostatnich świąt rozdział. Trochę krótki, ale postaram się napisać w tym tygodniu jeszcze jeden, żeby nadrobić straty.