sobota, 24 października 2015

Rozdział 1

Adam stał tak pod tym drzewem  obserwując mnie z zaskoczeniem dobre minut.
-Zauważyłeś coś żołnierzu? - spytał go się mężczyzna w mundurze, pewnie wyższy rangą od niego.
-Nie, skądże podziwiam tylko to drzewo, bo dawno nie widziałem takiego które ma jeszcze zielone liście- odpowiedział powoli Adam.
- Lepiej bierz się do pracy zamiast oglądać drzewa - rzucił mężczyzna i odszedł.
Spojrzałam na chłopaka z nieukrywanym zdziwieniem. Czemu mnie chroni? Czyżby on też pamiętał?
Brunet rzucił mi ostatnie spojrzenie i odszedł. Spojrzenie pełne troski  litości i odszedł. Jedno spotkanie a tak zawróciło mi w głowie, ale ciężko zapomnieć kogoś, kto był dla ciebie miły gdy inni ci dokuczali. Czemu jednak przystąpił do armii? Czyżby zaczął wierzyć w ich poglądy? Nie, to nie możliwe przecież mnie nie wydał. Będąc pogrążoną we własnych myślach prawie nie usłyszałam jak ktoś krzyczy:
-Odjeżdżamy. Pamiętajcie, kolejne osiedle po prawej.
I już ich nie było. To takie nieprawdopodobne. Zeszłam powoli z drzewa oglądając się wokoło na wszelki wypadek. Pojechali w prawo, czyli muszę iść w lewo. Stąpając po suchej ziemi zauważyłam kartkę. Dawno nie widziałam kartki innej niż w moim dzienniku.
,,Czekaj na mnie na pierwszym osiedlu po lewej w domku 74. Mamy sporo do wyjaśnienia''
O. Nie byłam nic innego w stanie pomyśleć. Od tak dawna nie rozmawiałam z nikim. Tym bardziej z nikim kto mnie ochronił. I z nikim o tak pięknych  niebieskich oczach. Może to jednak pułapka? Może przemyślał sobie wszystko i jednak chce mnie oddać w ręce innych żołnierzy. Trochę za dużo tych może. Jednak wspomnienia zwyciężyły.
 Szłam cichą ulicą szukając domu z numerem 74. Dla pewności co jakiś czas chowałam się w ruinach mieszkań. W końcu zobaczyłam ten nawet nie tak zniszczony domek. Nasłuchiwałam pod drzwiami, ale w środku panowała cisza. Ostrożnie uchyliłam drzwi i weszłam do malutkiego domku. Wnętrze nie było w takim złym stanie. Tynk osypał się w niektórych miejscach i z boku była dziura, ale nie było źle. Siadłam na mocno zakurzonej kanapie. Wytarłam spocone z nerwów dłonie o wyblakłe dżinsy i czekałam. Po kilku minutach wszedł zdyszany Adam. Nie mogłam zrobić nic innego jak tylko mu się przyglądać. Był tak samo zachwycający  zatroskany jak wcześniej.
-Julio...
-Pamiętasz mnie? - spytałam cicho.
-Jak mógłbym zapomnieć. - powiedział i poczułam jak mięknie mi serce.
-Czyli nie wydałeś mnie celowo?
- Oczywiście. Nie mów już nic więcej - powiedział i wyciągnął do mnie rękę.
-Nie! Ty nie możesz mnie dotknąć- powiedziałam z wilgotnym oczami.
-Czemu? Julio, co się stało?
Otworzyłam usta, żeby powiedzieć mu tą smutną prawdę, ale ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Zastygłam z otwartymi ustami. Drzwi się otworzyły i stanęli w nich żołnierze. Adam odskoczył od mnie i odchrząknął. Żołnierze przyglądali nam się zdziwieni.
- Widzę, że złapałeś naszego wroga. Szkoda tylko, że w spokoju rozmawiacie zamiast walczyć- darł się dowodzący. -Brać ją! A z tobą policzymy się znacznie ostrzej-powiedział do Adama.
Zaczęłam uciekać i wyrywać się ale oni szybko zaczęli mnie wsadzić do czołgu za pomocą lateksowych rękawiczek. Wyciągnęłam rękę i sciągnęłam jednemu rękawiczkę. Złapałam go za nadgarstek a on zaczął krzyczeć. Żołnierze zaraz mnie odciągnęli i zamknęli w czołgu.
O nie, co będzie z Adamem  ze mną.- to jedyne o czym mogłam myśleć.
Jechaliśmy kilka godzin. Nie znałam dokładnie pory dnia, ale zaczynało robić się ciemno. Właz się otworzył i stanął w nich chłopak przez którego dobrze znałam z telewizji, Waren. Aż za dobrze mi znana trochę zbyt ładna jak na człowieka, który morduje setki ludzi twarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz